Ludność Kresów wobec Operacji Barbarossa (1941). Niemców witano chlebem, solą i kwiatami

„Nareszcie będziemy traktowani jak ludzie” – cieszyli się mieszkańcy okupowanych terenów wschodniej Polski. Niemieckie wojska, które sforsowały granicę 22 czerwca 1941 roku witano kwiatami, chlebem i solą, nawet flagami ze swastyką. Radość okazała się jednak wyjątkowo nietrwała.

Tak jak inni żołnierze niemieccy, którzy 22 czerwca 1941 roku przekroczyli radziecką granicę, Hans von Herwarth, niegdyś niemiecki dyplomata w Moskwie, nie był gotów na to, jak „zadziwiająco serdecznie” witali jego oddział mieszkańcy pierwszych mijanych wsi i miasteczek.

„We wsiach witano nas jak wyzwolicieli. (…) Ludność ZSRR pokładała w nas wielkie nadzieje”, pisał. „Wszędzie witani byliśmy chlebem i solą – tradycyjnymi na Słowiańszczyźnie symbolami gościnności”.

Tylko miejscowi funkcjonariusze partii komunistycznej uciekli, większość pozostałych mieszkańców zaś zignorowała rozkazy z Moskwy, by wypędzić bydło do lasu i zniszczyć zbiory oraz zapasy ziarna.

Według von Herwartha powtarzali oni Niemcom: „Nareszcie będziemy traktowani jak ludzie, przestaniemy żyć poza prawem”.

 

Tekst stanowi fragment książki Andrew Nagorskiego pt. 1941. Rok, w którym Niemcy przegrały wojnę (Rebis 2019).

„Ludzie widzieli w Hitlerze wybawiciela”

Takie oświadczenia dowodziły, jak niewiele mieszkańcy wiedzieli o najeźdźcach i systemie, który reprezentowali. „Ludzie widzieli w Hitlerze wybawiciela, który zapewni im lepszą przyszłość”, pisał von Herwarth.

Przyciągała ich nie tyle nazistowska ideologia, której nie rozumieli, ile okazja do wyzwolenia od stalinowskich rządów terroru, które odczuwali aż nazbyt dotkliwie za sprawą przymusowej kolektywizacji, głodu, masowych egzekucji i wywózek.

Z radością przekazywali najeźdźcom nazwiska miejscowych członków partii komunistycznej „w przekonaniu, że wyciągniemy odpowiednie konsekwencje”, zanotował von Herwarth. Chłopi niecierpliwie wypytywali Niemców o ich plany względem znienawidzonych kołchozów. „Nawet najuboższy wieśniak miał nadzieję na odzyskanie ziemi i bydła”, dodał niemiecki oficer.

Hitler nie mógł wyświadczyć Stalinowi większej przysługi

W połączeniu z masowym poddawaniem się radzieckich żołnierzy w początkowych fazach operacji „Barbarossa” ta gotowość znacznej części ludności cywilnej do powitania – lub przynajmniej niesprzeciwiania się – najeźdźców dawała Hitlerowi niezwykłą okazję.

Ludność pogranicza witająca niemieckich żołnierzy na zdjęciu z 1941 roku.

Gdyby jego oddziały traktowały jeńców i cywilów z minimalną dozą szacunku i uczciwości, choćby na pokaz i przez krótki czas, mogłyby wykorzystać tę sytuację na swoją korzyść. Zamiast tego, jak gorzko pisał von Herwarth w swoich powojennych wspomnieniach, „Rosjanie i Ukraińcy doznali gorzkich rozczarowań ze strony niemieckiej administracji cywilnej”.

W efekcie „Hitlerowi i jego gorliwym pomocnikom udała się rzecz niemal niemożliwa: szerokie kręgi ludności państwa radzieckiego znalazły się ponownie w objęciach Stalina”. W rzeczywistości to Hitler dał Stalinowi szansę na otrząśnięcie się po pierwszym niemieckim ciosie i na porwanie rodaków do walki.

Nie tylko dorównując, ale prześcigając Stalina w terrorze i masowych mordach jako formach sprawowania władzy, Hitler kładł podwaliny pod niemiecką klęskę w czasie, gdy jego armie odnosiły kolejne zwycięstwa. Radziecki przywódca nie mógłby oczekiwać większej przysługi.

Ogrom sowieckich zbrodni

Nie było łatwo przewyższyć Stalina i przekonać wielu jego poddanych, że bardziej powinni się obawiać Niemców. Ostatecznie działania Sowietów na terenach opanowanych przez nich po zawarciu paktu Ribbentrop–Mołotow musiały budzić strach i nienawiść miejscowej ludności.

W dawnej wschodniej Polsce władze radzieckie między wrześniem 1939 i 22 czerwca 1941 roku deportowały [ogromną rzeszę ludzi]. Setki tysięcy zmarły albo w koszmarnych pociągach, albo po przybyciu do odległych obozów czy miejsc wywózki w północnej Rosji, na Syberii i w Kazachstanie. Liczni szybko zamarzli lub umarli z głodu.

„Podczas gdy Niemcy wciąż jeszcze udoskonalali przygotowania do Oświęcimia i Treblinki, Sowieci mogli ze względną łatwością zwiększyć ludność swojego »Archipelagu Gułag« o kilka milionów Polaków i zachodnich Ukraińców”, pisał brytyjski historyk Norman Davies.

Oryginalny (propagandowy) podpis tego niemieckiego zdjęcia brzmiał następująco: „Na froncie sowieckim. Bardzo często ludność nie jest w nawet najmniejszym stopniu wrogo nastawiona. Ta kobieta przyniosła przekąski dla naszych żołnierzy. Bialowiece, czerwiec 1941”.

Mordowano też tych Polaków, po których Stalin spodziewał się oporu, szczególnie polskich żołnierzy wziętych do niewoli przez Armię Czerwoną zajmującą wschodnią część ich kraju.

W marcu 1940 roku Kreml zarządził „najwyższą karę – stracenie przez rozstrzelanie” 14 736 polskich oficerów i urzędników oraz dodatkowo 10 685 Polaków przetrzymywanych przez NKWD; mordów dokonano w początku kwietnia. (…)

„Nie zostawimy Niemcom nikogo”

Gdy Niemcy uderzyli, radzieccy okupanci w pierwszym odruchu zwiększyli tempo swej morderczej pracy. NKWD nie zamierzało porzucić swoich więźniów politycznych w Polsce i krajach bałtyckich, które miały niedługo zmienić okupanta; zamiast tego po prostu zaczęło ich rozstrzeliwać.

We (…) Lwowie (…) enkawudziści zamordowali przed ucieczką około czterech tysięcy więźniów i zostawili ich posiekane kulami zwłoki. Żołnierze NKWD i Armii Czerwonej dopuszczali się podobnych mordów w całym regionie.

Niemiecka kolumna na wiejskiej drodze w czerwcu 1941 roku. Według pierwotnego (propagandowego) podpisu widać tu miejscowe kobiety częstujące żołnierzy mlekiem.

Za frontem innych więźniów ewakuowano na wschód, często piechotą. Makabryczne sceny zapowiadały marsze śmierci więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych pod koniec wojny, gdy załamywał się front niemiecki. „Bez względu na to, czy się wam to podoba, czy nie, wszyscy będą szli”, oznajmił jeden z radzieckich strażników swym więźniom. „Tych, którzy nie mogą iść, zastrzelimy. Nie zostawimy Niemcom nikogo”.

Flagi ze swastyką

Nie dziwi fakt, że początkowo niemieckich najeźdźców witano jak wyzwolicieli.

Heinz Hagermann, podoficer 6. Dywizji Piechoty, który walczył w rejonie pogranicznym oraz we Lwowie, pisał, że żołnierzy „witano gorąco, niekiedy nawet flagami ze swastyką. Twarze ludzi wyrażały radość i ulgę z wyzwolenia od bolszewickiego ucisku i terroru. Ci ludzie zostali niemal ogołoceni przez bolszewików i doświadczyli zbrodni – zwłaszcza więźniowie polityczni – niemal niewyobrażalnych: okaleczeń, palenia żywcem, wszystkiego!”.

Jednakże radość była krótkotrwała. Kapitan Karl Haupt, którego żołnierzy chłopi także witali chlebem, solą i kwiatami, pisał wkrótce, że miejscowi stali się obojętni, a potem „wrodzy do szpiku kości”.

19 lipca ubolewał, że „nie ma miejsca na zaufanie, spoufalanie się czy utratę czujności”. Ostatecznie nakazał swoim żołnierzom stosować „najsurowsze, najbardziej bezlitosne metody” wobec tych samych chłopów, którzy kilka tygodni wcześniej zachowywali się tak przyjaźnie.

Podobnie jak większość niemieckich ofi cerów i żołnierzy Haupt nie pojmował, że to właśnie te „bezlitosne metody” przyczyniały się do rosnącej niechęci i oporu, który miały w teorii stłumić. (…)

Oryginalny (propagandowy) podpis tego niemieckiego zdjęcia brzmiał następująco: „Ukraińscy cywile wręczają żołnierzom niemieckiej piechoty mleko i jaja. 26 czerwca 1941”.

Niemieccy żołnierze zabijali i rabowali do woli, często przechwalając się swymi wyczynami w listach do rodzin. „O jednym mogę was zapewnić: dziesięciu ruskich wykituje, zanim ja będę głodny”, pisał Erich Petschan, dowodząc, że [hitlerowski] Plan Zagłodzenia Rosji traktowany był dosłownie.

Inny żołnierz, Helmut Pabst, pisał nonszalancko: „Chętnie czy nie, ten kraj nas żywi”.

Fikcyjne rozróżnienie

Podczas gdy większość dowódców zachęcała swych żołnierzy [do brutalności], niekiedy występowały obiekcje – czasem z zaskakującej strony. W jednym z raportów SS pisano:

„Pozytywny stosunek do Niemców narażają na szwank dokonywane przez żołnierzy bezładne rekwizycje (…) pojedyncze gwałty i to, jak armia odnosi się do ludności cywilnej, która czuje, że traktuje się ją jak wrogów”. Dokładnie tak ją traktowano, i to z rozmysłem.

Niemiecka kolumna rowerowa wkracza do wsi na pograniczu w czerwcu 1941 roku.

Także nieliczni niemieccy wojskowi wyższego szczebla wyrażali początkowo obiekcje wobec traktowania radzieckich żołnierzy. 25 czerwca generał Joachim Lemelsen, dowódca 47. Korpusu Pancernego, potępił „bezsensowne zabijanie jeńców i cywilów”.

Pięć dni później skarżył się: „zaobserwowano kolejne egzekucje jeńców i dezerterów, dokonywane w nieodpowiedzialny, bezsensowny i zbrodniczy sposób. To są morderstwa!”.

Jak dodał, „Armia niemiecka prowadzi wojnę z bolszewizmem, a nie z narodem rosyjskim”. Wówczas rozróżnienie to było już [jednak] fikcyjne.

Czy losy II wojny światowej zostały rozstrzygnięte już w 1941 roku? O tym przeczytasz w nowej książce Andrew Nagorskiego.

Źródło

Tekst stanowi fragment książki Andrew Nagorskiego pt. 1941. Rok, w którym Niemcy przegrały wojnę (Rebis 2019). Znajdziesz w atrakcyjnej cenie na Empik.com.

Publication